czwartek, 21 lipca 2016

Przepytaliśmy chłopaków z zespołu Enej

Chłopacy z zespołu Enej tuż przed swoim koncertem w Poniecu zgodzili się odpowiedzieć na kilka pytań. Piotr ,,Lolek'' Sołoducha oraz Mirosław ,,Mynio'' Ortyński zdradzili skąd biorą energię, co chcą przekazać w swoich utworach oraz ich sposoby na regenerację. Zapraszamy do przeczytania wywiadu, który przeprowadził Norbert Konieczny.



Zespół istnieje już od kilkunastu lat. Nie macie się czasem dosyć? 
Mynio: Nie. Gdybyśmy mieli to pewnie nie wychodzilibyśmy na jedną scenę. Wówczas koncerty nie sprawiałyby nam przyjemności. Koncertów jest około stu rocznie, więc dobraliśmy się dobrze zawodowo, a przede wszystkim prywatnie. Po prostu nauczyliśmy się ze sobą żyć. Co prawda zgrzyty zawsze jakieś są, ale takie bardzo ludzkie, które szybko rozwiązujemy. Tutaj nic nadzwyczajnie złego się nie dzieje.

Praca artysty to czasochłonne zajęcie. Znajdujecie czas dla siebie i rodziny? 

Lolek: Musimy znaleźć czas dla siebie i rodziny, bo inaczej byśmy zwariowali. W końcu nie jesteśmy robotami. Jesteśmy normalnymi chłopakami, którzy czasem chcą zagrać w piłkę, a czasem pójść do kina. Oczywiście też chcemy spędzić czas ze znajomymi oraz rodziną i dziećmi, bo ojcowie w naszym zespole już są.    
                                                                                      





Mynio: Czas prywatny łączy się z czasem zawodowym, bo od tej muzyki nie możemy uciec, gdyż w czasie prywatnym musimy siedzieć w studiu, nagrywać różne dżingle lub wymyślać nowy materiał, dlatego musimy być dobrze zorganizowani, aby znaleźć czas na pracę, na siedzenie w domu przed telewizorem, pójście z dziewczyną do kina czy na spacer po parku.

Co chcecie przekazać w swoich utworach?
Mynio: Przede wszystkim pokój, miłość, pozytywną energię, ale zdarzają się też piosenki, które mówią o czymś ważnym, o czymś bardziej pesymistycznym, ponieważ niestety nasz świat idzie w kierunku, w którym nie powinien iść, dlatego my jako ludzie chcemy o tym opowiedzieć. Wiemy, że scena jest odpowiednim miejscem do tego. Chcemy walczyć słowem i piórem, a nie bronią. Oprócz tego mamy wiele wesołych piosenek, które nas inspirują. Optymizm w życiu jest chyba najważniejszy. 


W piątek bawiliście się na Woodstocku. To Wasze kolejne wystąpienie w tamtym miejscu. Jak się bawiliście?
Lolek: Faktycznie! Po raz czwarty udało się nam zagrać naszym zdaniem na najpiękniejszym festiwalu na jakim byliśmy. Graliśmy o godzinie 23, więc ciężko było szacować liczbę ludzi, ale było to w dziesiątkach tysięcy. Przed naszym koncertem oni się ciągle zbierali, więc zastanawialiśmy się czy będzie ich trochę więcej czy może mniej. Od pierwszego dźwięku był mega szał! Mieliśmy do dyspozycji 70 minut, więc udało nam się zagrać prawie cały koncert z utworami tzw. singlowymi. Okazało się, że nie było w naszym repertuarze piosenek, których publiczność nie zna. Bez problemu mogliśmy oddać im mikrofony i mogli śpiewać za nas. Dwa lata nie byliśmy na Woodstocku i uważamy, że każdemu zespołowi przydałoby się chociaż raz zagrać tam. Jest to podbudowanie i motywacja do dalszego działania. I to, że zostaliśmy zaproszeni to dowód, że po dwóch latach robimy coś co ma sens i choć każdy człowiek ma dni gorsze, lepsze, chwile zwątpienia to takie koncerty dają kopniaka. Wielki ukłon w stronę woodstockowej publiczności. Sami zostaliśmy na koncercie Grubsona do godziny trzeciej, więc do Ponieca przyjechaliśmy rano na próbę, ale jesteśmy w pełni wypoczęci, aby tutaj też zagrać bardzo dobry koncert.

Wspomniałeś o tym, że czasem brakuje tych sił. Jak się regenerujecie?
Mynio: Każdy po swojemu. Na pewno sen jest świetną regeneracją. Trochę czasu na sen jest i staramy się go wykorzystać jak najlepiej. Na pewno trochę sportu. Między próbą, a koncertem staramy się znaleźć w mieście, w którym gramy Orlik i z jakąś miejscową drużyną pokopać piłkę. Przede wszystkim ten sport i sen to dwie najważniejsze rzeczy.



Czasami mamy tak, że pewna piosenka bardzo nam się podoba, długo jej słuchamy, a potem zaczyna nam się nudzić. Macie takie piosenki w swoim repertuarze?
Mynio: Gramy bardzo dużo koncertów i za każdym razem gramy praktycznie te same piosenki, więc poniekąd wkrada się ta rutyna. Po to jest publiczność i to dzięki nim wiemy i widzimy jak oni się bawią przy danym utworze i za każdym razem gra się je inaczej. Sądzimy, że każdy koncert jest nową przygodą i właśnie tak je traktujemy. Nie jako rutynę, ale wielką przygodę. Każdy z hitów traktujemy jak własne dziecko, a dzieci się kocha. Nie ze względu na to czy widzisz je codziennie, ale po prostu kochasz je całe życie.
Na Waszych koncertach tryskacie energią. Skąd ją bierzecie?
Lolek: Na pewno ludzie są energią, którą my staramy przekazać się dalej. Poza tym na scenie jest 8 osób, którzy wzajemnie się ze sobą przyjaźnią. To, że gramy koncerty to jest jedno, a drugie to, że wzajemnie się nakręcamy. Jeśli zespół ma trochę gorszy dzień to właśnie fani potrafią ich nakręcić. Mam nadzieję, że po koncercie Lemona wszyscy mają na tyle energii, żeby pobawić się jeszcze z nami.


W ogóle nie zachowujecie się jak gwiazdy, więc zapytam czy czujecie się nimi?
Mynio: Trzeba w ogóle zacząć od genezy co to znaczy gwiazda. My nie jesteśmy celebrytami. Nasze życie prywatne nie jest afiszowane w różnych gazetach kolorowych. Staramy się być znani z twórczości, którą wykonujemy, z piosenek, które gramy. Jeżeli te piosenki są znane i lubiane i przez co zespół Enej jest postrzegany w taki sposób to jeżeli na tym polega bycie gwiazdą to jesteśmy gwiazdami. W takim codziennym zachowaniu nie wiemy jak to jest być gwiazdą. Byliśmy przygotowani na to, ale na szczęście przez nasz sukces nie zwariowaliśmy. Nie spadł jak grom z jasnego nieba, bo włożyli wcześniej wiele w pracy, aby go osiągnąć. Nie chcemy swoim zachowaniem stracić tego co zdobyliśmy.

Czego Wam mogę życzyć?
Mynio: Przede wszystkim weny i zdrowia. Jak będzie wena i zdrowie to wszystko inne zrobimy własnymi rękoma i ciężką pracą.
W takim razie życzę weny i zdrowia. Dziękuję bardzo za wywiad.
Mynio, Lolek: Dzięki !


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz